Cztery miliony na przystosowanie szkół oraz ponad trzy miliony na odprawy dla zwolnionych nauczycieli - takie wydatki poniosła Łódź, by wprowadzić wymuszoną przez rząd PiS reformę edukacji. W jej wyniku pracę straciło 123 nauczycieli, a ponad 400 pracuje jako "nauczyciele objazdowi", w dwóch lub więcej szkołach.
Z ponad setki bezrobotnych w efekcie reformy nauczycieli 53 straciło pracę w likwidowanych gimnazjach. Do tego zwolniono także 70 osób pracujących w obsłudze i administracji. - Takie są dane Wydziału Edukacji w łódzkim magistracie i są to dane nie do podważenia - mówi Onetowi wiceprezydent Łodzi Tomasz Trela. - Tym 123 zwolnionym z pracy nauczycielom należą się odprawy, które łącznie wyniosą trzy miliony dwieście tysięcy złotych. I zwrotu takiej właśnie kwoty domagamy się w piśmie, które dziś wysyłamy do MEN-u - wyjaśnia.
Jak dodaje Trela, kolejne dwa miliony miasto musi wydać, by wypłacić odprawy zwolnionym pracownikom administracji. - A ministerstwo już zastrzegło sobie, że nie będzie ponosić kosztów tych odpraw. Bardzo wygodnie - ironizuje wiceprezydent. - Przecież to także są realni pracownicy, którzy równie realnie, w wyniku fanaberii i dzikich pomysłów związanych z tą "deformą", stracili zatrudnienie.
Nowy zawód: "nauczyciel objazdowy"
Jak dodaje Trela, z danych Wydziału Edukacji wynika, że w Łodzi ponad 440 nauczycieli pracuje obecnie w dwóch lub więcej szkołach. - W tej grupie ponad trzysta osób to nauczyciele gimnazjalni. Jeżdżą po całym mieście nie z wyboru, ale dlatego, że bez tych podróży po prostu nie byliby w stanie utrzymać siebie ani rodziny - mówi. - Po prostu, godziny są obcinane, płace maleją, więc ci "nauczyciele objazdowi" muszą składać sobie etat z dwóch godzin w jednej szkole, trzech w innej, i tak bez końca - podkreśla łódzki wiceprezydent.
Ten problem podnosił już Związek Nauczycielstwa Polskiego, podkreślając, że nauczyciele pracujący w takim systemie nie mają szans prawdziwie zaangażować się w pracę z uczniem. - Żeby zarobić na życie, nauczyciele będą musieli pracować w czterech czy pięciu szkołach, w każdej na ułamku etatu. Nie wiem, czy ktoś fizycznie będzie w stanie wytrzymać kursy między oddalonymi często placówkami. O jakości takiego nauczania, gdy nauczyciel wpada na dwie godziny do szkoły, nie wspomnę - mówił nam szef łódzkiego ZNP Marek Ćwiek. - Powstaje nowy zawód: "nauczyciel lotny" czy "objazdowy", który nie uczy, a głównie dojeżdża do kolejnych szkół. A ucierpią na tym uczniowie - dodawał.
Łódź chce od MEN-u ponad siedmiu milionów
Wniosek, który miasto dziś wyśle do resortu edukacji, dotyczący zwrotu ponad trzech milionów wydanych na odprawy dla zwolnionych nauczycieli będzie drugą już próbą odzyskania pieniędzy z ministerstwa. Ponad miesiąc temu miasto chciało, by MEN zwróciło mu koszty przystosowania szkół do wymogów klas siódmych i ósmych. - Wydaliśmy na to blisko cztery miliony złotych - mówi Trela. - MEN odpowiedział nam, że pieniędzy nie dostaniemy, bo nie wprowadziliśmy w Łodzi nowej siatki szkół. Nie jest więc wykluczone, że ta sprawa skończy się w sądzie, bo odpowiedź ministerstwa właśnie analizują nasi prawnicy - zapowiada łódzki wiceprezydent.