Niemcy i Unia Europejska to dla polityków PiS, ich koalicjantów i przychylnych im mediów, często negatywny przykład, który ma pokazać wyborcom, że sytuacja gospodarcza na zachodzie jest gorsza, a rząd PiS, w przeciwieństwie do złej Europy, dobrze radzi sobie z rosnącą drastycznie inflacją. Propagandowe przekazy nie zmieniają jednak faktów i nie poprawiają warunków życia Polek i Polaków. Prawdziwy obraz sytuacji wyłania się bowiem z przedstawionych przez Eurostat danych.
"Kilka zdań o inflacji i drożyźnie, ale nie w kontekście tylko i wyłącznie Polski, ale w kontekście danych z Unii Europejskiej, bo słyszymy często pana Glapińskiego, często pana Kaczyńskiego i pana Morawieckiego, którzy pokazują przykłady z Unii Europejskiej, że w Unii jest też źle, że w krajach rozwiniętych Unii Europejskiej jest źle, a my sobie z inflacją zaczęliśmy radzić. Dlatego przygotowaliśmy dzisiaj takie zestawienie inflacji w Unii Europejskiej, według Eurostatu, i proszę zobaczyć, na którym miejscu jest Polska. To są średnie dane, ponad 15 punktów procentowych i 5 miejsce na tej niechlubnej liście zajmuje Polska. Oczywiście pierwsze miejsce to są przyjaciele Kaczyńskiego, pan Orban i Węgrzy, bo oni mają 25%, średnia w Unii Europejskiej to 8%, a Niemcy, ci Niemcy, którzy są często obrażani, szydzi się z Niemców i z polityki niemieckiej, u nich inflacja wynosi 7,8%, to połowa mniej niż inflacja w Polsce" — podkreślił poseł Tomasz Trela, wiceprzewodniczący Klubu Lewicy.
Wskaźnik inflacji w Polsce jest piątym najwyższym wskaźnikiem w całej Unii Europejskiej i wynosi ponad 15%. Jest to nieco mniej niż ponad 16%, o których mówi GUS, a wynika z różnicy w koszykach inflacyjnych. Jest to średni wzrost cen i nie oddaje dokładnie panującej drożyzny, gdzie cześć towarów i usług zdrożała w ciągu roku nie o 15–16%, a o 60, 80, czy ponad 100%
"Pokazujemy ten wykres, bo to jest tak naprawdę akt oskarżenia, taki ekonomiczny akt oskarżenia wobec polityki ekonomiczno-fiskalnej dla Adama Glapińskiego, dla Mateusza Morawieckiego i dla Jarosława Kaczyńskiego, bo na konferencji prasowej panowie mogą powiedzieć wszystko, na konwencji wyborczej panowie mogą powiedzieć wszystko, ale to oni odpowiadają dzisiaj za to, jak jest w Polsce, jaka jest inflacja, jaka jest drożyzna i jaki wskaźnik inflacji będzie za kilka czy kilkanaście miesięcy" — dodał łódzki parlamentarzysta.
Błędy w polityce rządu, bezczynność NBP i jego prezesa i zaniedbania w dziedzinie transformacji energetycznej przyczyniły się do drastycznych wzrostów cen i usług. Gdyby nie te czynniki i nieudolność rządzącej prawicy, która doprowadziła do zablokowania ponad 270 mld zł z KPO, inflacja w Polsce mogłaby być nawet o połowę niższa, co zaznaczają przedstawiciele Lewicy.
Lekki spadek inflacji, którym chwali się PiS, go nie jest powód do zadowolenia. Spadek z 18 do 16% nie oznacza spadków cen, a jedynie wolniejszy ich wzrost. Żeby doprowadzić do obniżki cen, konieczna jest ujemna inflacja, czyli deflacja, na którą według ekspertów, nie można liczyć w najbliższych miesiącach, a nawet i latach. Jest jednak szansa na zahamowanie i spowolnienie inflacji i mówią o tym politycy Lewicy. Tym sposobem są inwestycje, a pomóc w tym mogłyby miliardy z KPO.
"Ja to będę powtarzał na każdej konferencji prasowej, za każdym razem, bo my na te pieniądze czekamy ponad 700 dni, to jest 270 miliardów złotych albo darmowych, albo nisko oprocentowanych pieniędzy, które tak naprawdę mogą Polsce pomóc i powodować, że ta inflacja zacznie naprawdę realnie spadać. To jest apel do tych, którzy rządzą, żeby wzięli się do roboty, sięgnęli po pieniądze, które Polsce się należą, a nie chodzili i opowiadali dyrdymały i tak naprawdę powodowali, że ludziom z każdym dniem żyje się coraz gorzej" — stwierdził poseł Trela.
"My dzisiaj poruszamy bardzo ważny temat dla wielu tysięcy, milionów Polek i Polaków i coraz większym stopniu też naszej polskiej gospodarki. Mówimy tutaj o drożyźnie i inflacji. Jedno i drugie dewastuje, a to budżety domowe, a to wydatki czy działalność przedsiębiorców w Polsce. Niestety to dotyka takich spraw codziennych, egzystencjalnych, takich, z którymi Polki i Polacy muszą się mierzyć na co dzień i za tę politykę fiskalną, za tę politykę pieniężną odpowiada prezes Rady Ministrów, mówimy o Mateuszu Morawieckim i prezes NBP Adam Glapiński. Jedno co wiemy, to że ta praca im nie wychodzi" — ocenił Grzegorz Majewski, Sekretarz Łódzkiej Rady Wojewódzkiej Nowej Lewicy.
Porównując stan gospodarki i poziom inflacji w krajach zbliżonych ludnościowo i terytorialnie do Polski widać, że przyczyn drożyzny nie ma co szukać za granicami kraju. Hiszpania, zbliżona warunkami do Polski, może pochwalić się inflacją na poziomie 3,1%, podczas gdy w Polsce jest pięciokrotnie wyższa i wynosi ponad 15%. Rząd PiS zdaje się nie przejmować rosnącymi cenami, czerpiąc pełnym garściami z pieniędzy podatników. Sam prezes NBP pobiera wynagrodzenie w wysokości 3600 zł dziennie, a premier Morawiecki może pochwalić się najliczniejszym rządem po 1989 roku, w skład którego wchodzi aż 112 ministrów i wiceministrów. Sukcesami nie może pochwalić się za to NBP pod wodzą Adama Glapińskiego.
"NBP w 2022 roku wypracował prawie 17 miliardów straty, 17 miliardów straty to jest o 3 miliardy więcej niż projekt Lewicy „Renta Wdowia”, który pomógłby właśnie tym, którzy zarabiają najmniej w Polsce, tym, którzy otrzymują najmniejsze świadczenia. 17 miliardów straty NBP, to my dzisiaj chcemy i żądamy dymisji Glapińskiego" — apelował polityk Lewicy.